W dniu
wyjazdu Scarlett spakowała wszystkie swoje rzeczy i zeszła na dół. Pożegnała
się z przyrodnim bratem i macochą. Ojciec zaproponował, że ją podwiezie, ale
dla dziewczyny był to jedynie znak, że chce po prostu zrobić ostatnie dobre
wrażenie. Dziewczyna postanowiła jednak tego nie komentować. Droga na lotnisko
nie była długa. Jej ojciec zgodził się odprowadzić ją jeszcze do bramki, a
później pożegnała się z nim bez zbędnych czułości. I dopiero kiedy znalazła się
w samolocie, mogła odetchnąć z ulgą mając świadomość tego, że przeżyła u ojca
dwa tygodnie, a teraz nareszcie mogła wrócić do domu.
Kiedy
samolot wylądował na lotnisku w Los Angeles, dziewczyna borykała się z dziwnymi
uczuciami. Z jednej strony była szczęśliwa, że wróciła, ale spodziewała się
tego, co może ją czekać po powrocie do domu. Szatynka nie liczyła na to, że jej
mama będzie na nią czekać, przyzwyczaiła się do tego, że była zdana sama na
siebie. Po odebraniu bagażu wyszła z lotniska i zamówiła taksówkę, po czym
pojechała do domu. Nie spodziewała się, że w domu będzie czekała na nią jej
mama, która przygotowała przepyszny obiad i upiekła ciasto. Scarlett była
zdezorientowana, nie wiedziała co się stało, gdyż jej matka nigdy zbytnio się
nią nie interesowała. Dziewczyna zaczęła snuć podejrzenia, że jej kobieta chce
jej o czymś powiedzieć jednak tego dnia nic takiego nie nastąpiło.
-I jak było
u ojca? – zapytała kobieta.
-Normalnie
– odpowiedziała obojętnie dłubiąc w talerzu.
-Poznałaś
tam kogoś?
-Nie –
wzruszyła ramionami. – A co u ciebie? Ilu facetów miałaś przez te dwa tygodnie?
Dwóch? Czterech? – zapytała z wyrzutem.
-Wiem, że
ci się to nie podoba, wiem, że nie podoba ci się to, że usiłuję się zakochać.
-Ale nie
musisz robić tego w tak desperacki sposób. Miłości nie znajdziesz podrywając
przypadkowych facetów, którzy liczą tylko i wyłącznie na to, żeby cię
przelecieć – warknęła wstając od stołu. Po chwili poczuła na policzku ostry
ból, jej matka właśnie wymierzyła jej silny cios w policzek.
-Jak śmiesz tak do mnie mówić? –
kobieta była czerwona ze złości.
-Mówię tylko prawdę – krzyknęła,
po czym pobiegła do swojego pokoju, rzuciła się na łóżko i tak po prostu się
rozpłakała.
*
Po powrocie
do Los Angeles Scarlett długo nie mogła się odnaleźć. Pomimo tego, że wróciła
do domu, czuła się obco, zupełnie tak, jakby znalazła się w obcym dla niej
miejscu. Była zmuszona do powrotu do szkoły, do codziennej rutyny i obowiązków,
których nienawidziła. Pobyt u ojca sprawił, że była bardziej zdołowana niż
zwykle. Nie potrafiła się ze sobą uporać, nie potrafiła się na niczym skupić.
Ale jak to mówią – nic nie dzieje się bez powodu. I to jej zdezorientowanie
również miało swoje skutki w przyszłości. Scarlett nie mogła pozbierać myśli,
dlatego też nie miała nawet ochoty się uczyć, choć zwykle nauka była dla niej
pewnego rodzaju ucieczką.
Któregoś
dnia przyszła na lekcję matematyki mając świadomość tego, że ma się odbyć
sprawdzian, jednak ona była kompletnie nieprzygotowana. Wpatrywała się w kartkę
papieru i nie była w stanie rozwiązać ani jednego zadania. Gdy nauczyciel na
moment odwrócił wzrok, szatynka rozejrzała się po klasie szukając pomocy.
Dookoła były prawie same nieznajome osoby, a ona nie wiedziała kogo mogłaby poprosić
o wsparcie. Obok niej siedziała dziewczyna, która również nie potrafiła się skupić
– wpatrywała się w swoją kartkę i stukała długopisem o ławkę.
-Masz coś?
– zapytała szeptem nieznajomą brunetkę, ale ta przecząco pokręciła głową.
-A ty? –
szatynka uśmiechnęła się, ale również zaprzeczyła.
-Evans,
Wilson! Macie nam coś do powiedzenia? – nastolatki usłyszały głos nauczyciela,
który patrzył na nie uważnie.
-Ale… -
Scarlett chciała wszystko wyjaśnić, ale mężczyzna nie chciał słuchać.
-Po
lekcjach zapraszam na kółko matematyczne, przyda wam się dodatkowa godzina
matematyki.
Szatynka
westchnęła zrezygnowana i spojrzała na dziewczynę przepraszającym spojrzeniem.
Czuła się winna, bo niepotrzebnie się odzywała. Znała nauczyciela od
matematyki, wiedziała, że źle się zachowała i teraz będzie musiała uważać. Bała
się, że brunetka będzie na nią zła, ale ta chyba nawet się tym nie przejęła.
Po lekcjach
Scarlett była zmuszona odbyć karę w postaci dodatkowej lekcji matematyki, co
nie było jej na rękę. Weszła do pracowni matematycznej, gdzie znajdowały się
głównie osoby chcące się douczyć do konkursów matematycznych, albo takie, które
potrzebują zajęć wyrównawczych. W tłumie ludzi szatynka zauważyła również dziewczynę,
która znajdowała się tam przez nią. Niepewnie podeszła do niej i usiadła w
ławce obok. Uśmiechnęła się nieśmiało, po czym wyciągnęła w jej kierunku prawą
dłoń.
-Jestem
Scarlett – przedstawiła się.
-Adriene –
brunetka uścisnęła wyciągniętą dłoń.
-Przepraszam,
że przeze mnie musisz tu siedzieć.
-Nie ma
sprawy. Nigdy nie odbywałam żadnej kary, więc zawsze to jakieś nowe
doświadczenie – zaśmiała się.
-Głupio mi,
że tak wyszło. Nie mam ostatnio głowy do nauki, więc szukałam kogoś, kto mógłby
mi pomóc.
-Ja też mam
ostatnio problemy z nauką, nie potrafię się na niczym skupić. Mam ostatnio zbyt
wiele na głowie – westchnęła.
-Może mogę
jakoś pomóc?
-Nie sądzę.
W tej sytuacji nie można mi pomóc.
Scarlett
nie zadawała więcej pytań, nie chciała się narzucać. Wiedziała, że jeśli
dziewczyna będzie miała ochotę pogadać, to sama rozpocznie rozmowę. Szatynka
miała wrażenie, że dziewczyna coś ukrywa, że ma problem, który nie daje jej
spokoju, którego nie może lub nie potrafi rozwiązać.
Kiedy nauczyciel
wszedł do klasy, dziewczyny zamilkły i próbowały skupić się na wykładzie,
chociaż obie myślami były zupełnie w innym miejscu. Miały tam okazję pomyśleć o
życiu, o swoich problemach i o tym jak mogły się z nimi uporać. Po upływie
godziny, nastolatki mogły opuścić klasę, ale one niechętnie wstały ze swoich
miejsc, zupełnie jakby nie chciały wracać do rzeczywistości.
Wyszły z
budynku rozmawiając na różne tematy. Śmiały się i nagle zachowywały się tak,
jakby znały się od zawsze. Jednak wszystko przerwał jeden telefon do Adriene.
Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz, a jej wyraz twarzy od razu się zmienił.
Brunetka pośpiesznie odebrała i odeszła kilka kroków, jednak Scarlett i tak
słyszała całą rozmowę.
-Jak to?
Przecież wszystko było w porządku…Do którego szpitala?...Zaraz tam będę…Nie,
dam sobie radę – brązowooka mówiła z roztargnieniem i widać było po niej, że
mocno się czymś martwi.
-Co się
stało? – zapytała szatynka.
-Muszę lecieć.
Moja mama jest w szpitalu – odpowiedziała zdenerwowana.
-Może mogę
jakoś pomóc?
-Poradzę
sobie. Nie chcę w to nikogo mieszać. Muszę sobie sama z tym poradzić.
Scarlett
nie zdążyła nic powiedzieć, bo brunetka udała się w swoją stronę.
Osiemnastolatka zastanawiała się, co się stało, chciała jakoś pomóc nowo
poznanej dziewczynie, jednak ta nie chciała tej pomocy przyjąć. Nie mogła już
nic zrobić, dlatego jak na razie postanowiła dać sobie z tym spokój.
*
Scarlett
wracała do domu wciąż zastanawiając się nad zachowaniem Adriene. Pomimo tego,
że poznała ją dosłownie kilka godzin temu – przejęła się tym, że jej mama
trafiła do szpitala. Martwiła się, że wydarzyło się coś złego. Przejmowała się
problemami nowo poznanej dziewczyny, ale kiedy wróciła do domu – była zmuszona zmierzyć
się ze swoimi kłopotami. Kiedy tylko przekroczyła próg mieszkania, usłyszała
śmiech swojej matki oraz jakiegoś mężczyzny. Zdjęła buty i weszła do salonu,
gdzie zastała jej matkę w objęciach dużo od siebie młodszego mężczyzny. Nie
wiedziała jak ma się zachować i co zrobić. Była zła na swoją matkę za to, że
zachowywała się jak rozkapryszona nastolatka, która nie potrafi żyć w
samotności, lecz musi mieć przy swoim boku faceta, na dodatek ten wyglądał na
nie więcej niż 28 lat.
-Scarlett,
dobrze, że jesteś, poznaj Bena – wskazała na chłopaka siedzącego obok niej.
-Część mała
– brunet przywitał się i kiwnął głową.
-Idę do
siebie – mruknęła pod nosem.
-Nie
posiedzisz z nami? – zapytał puszczając do niej oczko.
-Nie mam na
to ochoty – szepnęła i udała się w stronę swojego pokoju.
*
Scarlett po
raz kolejny spędziła wieczór w swoim pokoju nie odzywając się do nikogo. Po
prostu leżała w łóżku i doszła do wniosku, że nic się nie zmieniło – nadal stoi
w miejscu jeśli chodzi o osiąganie sukcesów i spełnianie marzeń. Jej życie nie
było łatwe, chociaż ktoś kto jej nie znał mógłby powiedzieć, że niczego jej nie
brakuje – jej rodzice się rozwiedli, ale nadal ich miała, nadal mogła na nich liczyć
i przede wszystkim nie była sama. Prawda była jednak zupełnie inna. Od
czwartego roku życia szatynka walczyła o miłość, walczyła o uczucie, którego wciąż
nie otrzymywała. Ojciec miał własne życie, matka usilnie starała się poznać
mężczyznę, z którym spędzi resztę życia. A jej starszy brat? Odkąd wyjechał na
studia, już się dla niego nie liczyła. To oznaczało, że była sama. A co z
przyjaciółmi? W zasadzie ich nie miała. Nigdy nie miała problemu z nawiązaniem
kontaktu z nowo poznanymi ludźmi. Ale chyba jeszcze nigdy nie poznała kogoś,
kto by potrafił ją zrozumieć. Chłopaka też nigdy nie miała, była zbyt nieśmiała
i nie poznała jeszcze tego jedynego, który sprawiłby, że jej serce zabiło
mocniej, a do brzucha napłynęło stado motyli. Marzyła o uczuciu jak z bajki,
ale wiedziała, że coś takiego nigdy jej nie spotka.
Po policzku
dziewczyny spłynęła samotna łza, która zwiastowała nadejście całej fali łez.
Każdy ma prawo do słabości, ale jej takie chwile zdarzały się zbyt często.
Miała ochotę uciec i zacząć wszystko od nowa gdzieś, gdzie nikt jej nie zna,
gdzie nikt nie wie kim jest, gdzie nikt nie będzie jej oceniał. Marzyła o życiu
w świece bez fałszu, w świecie, w którym nikt nikogo nie krzywdzi, gdzie
wszyscy są szczęśliwi, gdzie wszyscy się do siebie uśmiechają, gdzie nikt nie
cierpi i można liczyć na drugiego człowieka. Jednak były to marzenia, które nie
miały szansy się spełnić.
~~~~*~~~~
od autorki:
No więc mamy drugi rozdział...Przepraszam, że pojawia się on tak późno, ale przez przypadek wszystko co miałam napisane mi się usunęło i musiałam od nowa wszystko przepisywać i poprawiać, a że strasznie tego nie lubię - zajęło mi to aż tyle czasu.
Pod poprzednim rozdziałem pojawiły się tylko 3 komentarze, choć myślałam, że więcej osób będzie czytać moje opowiadanie, ale trudno...były to komentarze moich wiernych czytelników, więc jestem szczęśliwa :)
Do następnego :*
Jejku ,czekam na kolejny rozdzial !:*
OdpowiedzUsuńCześć! :*
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle czytało mi się bardzo przyjemnie i szybko się wciągnęłam w losy bohaterki. Mam jednak takie wrażenie, że rozdział był pisany na szybko, początek był dość chaotyczny. Od przedostatniej gwiazdki się to zmieniło. Bardziej się skupiłaś na uczuciach i przeżyciach Scarlett. Te dwa ostatnie fragmenty były najlepsze i bardzo mi się spodobały. Czuć w nich mądrość. :) Oby więcej takich fragmentów! :)
Biedna dziewczyna, nie ma łatwego życia z matką. Nie dziwię się, że to ją denerwuje. Jaka córka chciałaby widzieć własną matkę w objęciach, co chwila, innego faceta? To na pewno nic miłego.
Scarlett poznała pierwszą osobę, której pomoże. :) Ta Adriene wydaje się miłą i wyrozumiałą osobą, która, jak widać, ma problemy związane z mamą. Pewnie jest na coś chora, może nawet i umiera. No cóż, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, w którym może coś się zacznie wyjaśniać i może Scarlett podejmie kolejną próbę pomocy dziewczynie. :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny! <3
Świetne opowiadanie sie zapowiada ;) *.*
OdpowiedzUsuńRety, powinna znaleźć takich szczerych, oddanych przyjaciół od serca, którzy byliby tak dobrzy jak ona, wspierali ją, troszczyli się, ale wiadomo, że takich to ze świecą szukać. Mimo wszystko mam nadzieję, że może nawiąże jakieś bliższe relacje z tą dziewczyną ze szkoły. Nie zasłużyła na to, żeby całe djie spędzać w samotności i smutku. Czekam na następny, weny <3
OdpowiedzUsuńgetting-closer-jbff.blogspot.com
18th-street-jbff.blogspot.com
priest-jbff.blogspot.com
Opowiadane jest świetne.
OdpowiedzUsuń